Ten pochmurny, czerwcowy dzień spedziłam na meczu sparingowym Śląska Wrocław. Jak na mecz o pietruszkę było sporo kibiców, a w tym rodzice z maluchami, króre w dole trybun rozgrywały swój własny mecz.
Zawiązało się kilka znajomości, a niektóre nie przetrwały ostrej gry boiskowej:) Często łapałam się na tym, że rozgrywki przedszkolaków wciągały mnie bardziej niż tych trochę starszych, na odrobinę większym boisku.
W przerwie wyskoczyłam z Miśkiem na pobliską stację, żeby ogrzać się gorącą kawą. I tu dziwna sytuacja. Pracownik stacji zamknął drzwi i nie wpuszczał więcej niż 10-15 osób do środka. Nie rozumiem tego zupełnie! Wszyscy grzecznie stali w kolejce, nie było nawet głośnych rozmów. Dobrze, że chociaż toaleta była czynna i nie zamknięto jej pod pretekstem potencjalnego zniszczenia;) Podsumowując, popołudnie było bardzo udane!